Drugi rozdział serii Dziedzice.
***
Kalifornia jest
miejscem, do którego zostałem wysłany przez moją rodzinę. W aktualnej chwili
jestem niczym uczony na wygnaniu. Już nieraz myślałem, że powinienem się
zbuntować, jednak po dłuższym rozmyślaniu przychodziła mi do głowy kolejna
myśl. Co by mi to dało? Mimo, że byłem z dala od moich bliskich, to niczego poza
tym mi nie brakowało. Mieszkałem w dużym domu, na którego kupno stać jedynie
najbogatszych biznesmenów z Seulu. Swój własny samochód, opłacone studia.
Uczelnia, o której prości ludzie mogli jedynie pomarzyć.
Mimo, że miałem
wszystko, czego zapragnąłem, to jak każdy nastolatek lubiłem imprezować. Przez
niektóre z moich wybryków zacząłem mieć drobne problemy z prawem. W pewnym
momencie pojawił się nawet gliniarz, który wiecznie miał mnie na oku. Na
dodatek zawsze ściągałem na siebie uwagę w szkole. Ostatnio nawet nauczyłem
się, jak doprowadzać moją matkę z Seulu do płaczu.
Z rozmyślań wyrwał go Xiumin, który bez pukania wszedł do
pokoju. Był zaufanym przyjacielem, więc posiadał klucze od domu i dość często w
nim przebywał.
- Chanyeol, ktoś od dłuższego czasu do ciebie wydzwania. –
Rzucił telefon w stronę młodszego, który sprawnie go złapał. – Leżał w salonie.
- Dzięki. – Spojrzał na ekran komórki, ale od razu odrzucił
połączenie, kiedy zauważył, że Kai znów do niego dzwonił. Nie miał ochoty z nim
rozmawiać, więc nieodbieranie było w tym przypadku najlepszą opcją.
- Nie zamierzasz odbierać? – Xiumin spojrzał na niego lekko
zdziwiony.
- Nie. I tak wiem , kto dzwoni. – Chanyeol zamknął swój pamiętnik i podniósł
się z łóżka. – To mój narzeczony i albo wsiada do samolotu, albo już w nim
jest, albo właśnie wylądował. Zapewne przyjeżdża tutaj, bo niedługo zbliża się
rocznica naszych zaręczyn. Żadna niespodzianka, więc nawet nie muszę odbierać.
Xiumin nie odpowiedział. Przytaknął jedynie głową na znak
tego, że rozumie, co przyjaciel miał na myśli.
***
Po kilkunastu minutach marszu, Baekhyun dotarł pod dom
swojego brata. W pierwszym momencie był lekko rozczarowany, ponieważ inaczej
wyobrażał sobie miejsce, w którym mieszka Chena. Uschnięte i powiędłe kwiaty w
ogóle nie pasowały mu do otoczenia. Nie chciał jednak wysnuwać zbyt pochopnych
wniosków, więc po chwili patrzenia na budynek od zewnątrz, zapukał do drzwi.
- Hyung, to ja. Otwórz drzwi.
Kilka chwil później drzwi otworzyły się i ujrzał w nich młodą
kobietę. Na oko wyglądała na dwadzieścia, może maksymalnie dwadzieścia pięć lat.
Ubrana była w różową bluzkę i krótką spódniczkę. Baekhyun stał oszołomiony
wpatrując się w nieznajomą. Nie spodziewał się takiego widoku. Był pewien, że
drzwi otworzy mu brat.
- C-Czy mieszka tu Chen? – To było jedyne, co udało mu się
wydukać, gdy minął pierwszy szok.
- Ty jesteś Baekhyun? – Kobieta po chwili samego patrzenia
prosto w oczy, odpowiedziała mu pytaniem na pytanie. Również wyglądała na
zdziwioną, ale wydawało się, że kojarzyła kim jest chłopak.
Ten mruknął jedynie ciche ‘’tak’’ i gestem ręki został
zaproszony do środka. Gdy przekroczył próg domu, był jeszcze bardziej
zawiedziony. Wnętrze było nieposprzątane, wszędzie były porozrzucane butelki po
alkoholu i ubrania. Nawet obrazy nie były na swoim miejscu, tylko leżały gdzieś
na podłodze. Nie było też za wiele miejsca, aby swobodnie się poruszać, o
żadnym krześle już nie wspominając. Baekhyun rozglądał się na wszystkie strony.
To przerosło jego najśmielsze oczekiwania. Nieraz, gdy rozmawiał z Chenem przez
telefon, to ten opowiadał mu, w jakim pięknym domu mieszka. Jego opowieści
różniły się od rzeczywistości. Różniły się to nawet mało powiedziane. Nie
odzwierciedlały tego miejsca w ani jednym procencie.
Dopiero po krótkiej chwili zauważył, że w środku jest też
jakiś mężczyzna. Wyglądał na pijanego i awanturował się z kobietą, która
wpuściła go do środka. Nie obchodziło go za bardzo, dlaczego urządzali taką
wymianę zdań, ale mógł wywnioskować, że chodziło o niego. Bowiem mężczyzna był
zazdrosny o swoją dziewczynę i posądzał ją o zdradę z Baekhyunem. Po skończeniu
swojej kłótni, mężczyzna wyszedł z domu trzaskając drzwiami.
- Czy ty… jesteś żoną Chena? – zapytał, gdy zauważył, że
dziewczyna kieruje się w jego stronę.
- Żoną? – prychnęła zastanawiając się, czy dobrze usłyszała.
– Chyba sobie żartujesz. Dlaczego miałabym
być jego żoną? – Dodała akcentując ostatnie słowo. – My tylko mieszkamy razem.
Baekhyun z niedowierzaniem zaczął zadawać kolejne pytania.
Czuł, że coraz bardziej się irytuje, ale nic nie mógł na to poradzić. – Gdzie jest
uniwersytet Chena?
- Uniwersytet? Przecież on się nie uczy.
- Więc kłamał też w sprawie szkoły? – Powiedział bardziej do
siebie. – Gdzie on teraz jest?! – Mimo, że próbował, to nie potrafił już powstrzymać
swojej złości. Po prostu chciał porozmawiać z osobą, która naopowiadała mu tyle
kłamstw.
- On… - Dziewczyna zatrzymała się na chwilę, nie będą pewną,
czy powinna udzielać takiej informacji, jednak gdy zauważyła wściekły wzrok
chłopaka, to uległa i powiedziała wszystko o czym wiedziała. – Pracuje w barze
Tutti Frutti. Mogę podać ci adres.
***
Chanyeol siedział przy jednym ze stolików w barze. Często
tam przychodził i zazwyczaj wtedy zaczynał pisać coś w swoim notatniku. Jako,
że miejsce było położone niedaleko piaszczystej plaży, to miło spędzało się tam
czas nawet na samym popijaniu drinków czy innych napojów. Tego dnia pogoda była
bardzo dobra i słońce przyjemnie grzało. Idealny dzień, aby spędzić go na
siedzeniu przy stoliku, obserwowaniu okolicy i zapisywaniu różnych rzeczy w
notesie.
- Dlaczego zawsze gdy tu przychodzisz, to coś piszesz w
swoim notatniku? – Usłyszał głos kelnera podchodzącego do niego.
- To zadanie domowe. Esej. – Rozpoznał głos chłopaka nawet
bez patrzenia na niego. Chen był jednym z kilku kelnerów tego baru i lubili
porozmawiać ze sobą od czasu do czasu.
- Nie wyglądasz na takiego, który lubi odrabiać prace
domowe.
- Właśnie przez to mam zamiar je odrobić. To coś jakby
rodzaj buntu. – Zaśmiał się widząc zdezorientowaną minę Chena. W końcu tylko
nieliczni potrafili zrozumieć jego logikę, a chłopak do tych osób widocznie się
nie zaliczał.
- Zawołaj mnie, jeśli będziesz czegoś potrzebował. – Odszedł
od stolika udając się w stronę innego klienta.
Chanyeol znów miał zamiar zatracić się w pisaniu, jednak coś
innego przykuło jego uwagę. Był to chłopak stojący niedaleko wejścia do baru.
Normalnie nie zwracałby na to uwagi, jednak nieznajomy wyglądał, jakby kogoś
obserwował. Po chwili zorientował się, że jego wzrok był utkwiony w Chenie,
który właśnie zabawiał dwie klientki. Nie krył się z tym jakoś szczególnie. Po
prostu na oczach wszystkich z nimi flirtował. Chan odwrócił swoją głowę w
przeciwnym kierunku i dostrzegł, że w oczach chłopaka zaczynają pojawiać się
łzy.
Chen chwilę potem znalazł się przy jego stoliku. – Dolać ci
kawy?
Chanyeol nie zdążył nic odpowiedzieć, zauważył jedynie Chena
szybkim krokiem idącego w stronę płaczącego chłopaka.
***
- Baekhyun… - Chen podszedł do niego, gdy tylko go zauważył.
– Co ty tutaj robisz? – Kontynuował, gdy ten odwrócił się w jego stronę. – Co z
mamą?
- Z mamą? Możesz w ogóle wypowiadać słowo „mama”? –
Odpowiedział ledwo powstrzymując swoje łzy. Nie mógł się przecież w tej chwili
rozkleić. Najpierw musiał powiedzieć wszystko, co dusił w sobie od dłuższego
czasu.
- Powinieneś był zadzwonić, że przyjeżdżasz. – Chen zignorował
jego słowa i po prostu dalej kontynuował tak, jakby to spotkanie w ogóle go nie
zdziwiło.
- Dzwoniłem, ale nie odbierałeś. Poza tym, opowiadałeś, że
się tu uczysz.
- Kto ci powiedział, że tutaj pracuję?
- A kto mógł mi powiedzieć? To oczywiste, że dziewczyna, z
którą mieszkasz! – Podniósł swój głos, ponieważ nie mógł znieść jego obojętnego
tonu.
- Byłeś w moim domu?!
- Tak, byłem. – Odpowiedział niemal natychmiast. – Żyjesz w
takiej melinie… Jak długo miałeś zamiar kłamać? Naopowiadałeś nam bzdur o
małżeństwie, ślubie i studiach. Skoro masz możliwość, aby żyć w Stanach, to
powinieneś mieć cudowne życie i znaleźć sobie idealną dziewczynę! Na co były te
wszystkie niestworzone historie?!
Chłopak nie odpowiedział. Może po prostu nie wiedział, co
powinien w takiej sytuacji powiedzieć, ani jak się zachować. Po prostu wyrwał z
ręki Baekhyuna walizkę i zaczął ją otwierać. Młodszy zaczął wpatrywać się w
niego z niedowierzaniem. Spodziewał się wszystkiego, ale nie tego. Chen zaczął
przeglądać zawartość bagażu w celu znalezienia tylko jednej rzeczy. Pieniędzy.
- Przywiozłeś moje pieniądze? – Zaczął wyrzucać ze środka
ubrania i inne niepotrzebne mu rzeczy.
- Masz zamiar posunąć się aż tak daleko? – W jego głosie
można było usłyszeć desperację. - Będę błagać
o karę za to, że opuściłem matkę, aby przyjechać do mojego hyunga. – Czuł, że
pod powiekami zaczyna zbierać mu się coraz więcej łez. – Powinienem zostać za
to ukarany.
- Gdzie one są? – Chen całkowicie go zignorował będąc
sfrustrowany tym, że nie mógł znaleźć pieniędzy.
- Wystarczy. – Podszedł do niego, próbując odciągnąć go od
walizki. – Powiedziałem, żebyś przestał! Od zawsze byłeś moją jedyną nadzieją i
największym marzeniem. W każdym razie, ludzki los jest z góry zapisany i nie
mamy wpływu na to, czy osiągniemy sukces. Zrezygnowałam ze wszystkich moich
marzeń i nawet poszłam do szkoły publicznej. Chwytałem się każdej dorywczej
pracy tylko po to, abyśmy mogli z mamą jakoś przeżyć do kolejnego miesiąca. I
na co to wszystko było? Ponieważ musieliśmy jakoś żyć do czasu, aż ty wrócisz?!
- Wybacz… - Wyjął z walizki kopertę z pieniędzmi. – Kryj mnie
ten jeden raz. – Odwrócił się i zaczął iść przed siebie zostawiając Baekhyuna z
porozrzucanymi na chodniku ubraniami i zranionym sercem.
Bae nie mógł nic poradzić na to, że łzy mimowolnie zaczęły
wypływać z jego oczu.
***
Chanyeol obserwował całą tą sytuację z daleka. Po chwili
zauważył, że do jego stolika dosiada się Xiumin.
- Słuchaj, Chanyeol. Chodzi o tą jutrzejszą imprezę… - Wyższy
uciszył go i przerwał jego wypowiedź.
- Kim jest ta laska? – Xiumin podążając za wzrokiem
przyjaciela zauważył chłopaka klęczącego przy swojej walizce. – Zawsze jesteś o
krok przede mną, ale teraz ja zajmę się resztą. – Wybiegł z baru kierując się w
stronę nieznajomego. Chanyeol po chwili zrobił to samo szybko podążając za
przyjacielem.
Starszy podbiegł do Baekhyuna pytając się, czy wszystko z
nim w porządku. Po krótkiej wymianie zdań złapał woreczek z mąką z fasoli,
który leżał przy ubraniach i zaczął z nim biec w stronę plaży.
- Hej, stój w tej chwili! – Nim się zorientował, Bae został
okradziony. Nie dość, że pierwszego dnia w Stanach dowiedział się, że jego brat
jest kłamcą, to teraz jeszcze jakiś złodziejaszek zabrał mu jego własność. Bez
zawahania zaczął biec za nim, aby odzyskać to, co należało do niego. Po krótkiej
chwili dogonił go, jednak woreczek rozdarł się i jego zawartość wylądowała na
pisaku. Wielkim zaskoczeniem było to, że złodziej zaczął się dusić i wyglądał,
jakby miał alergię na proszek.
- Xiumin? – Chanyeol podbiegł
do niego przejęty jego stanem. Próbował ocucić przyjaciela, ale na nic się to
zdało.- Ej, wyciągnij telefon i zadzwoń
po karetkę! – Zwrócił się do zdezorientowanego chłopaka, który stał jak wryty
obserwując całą tą sytuację.
- Nie mam telefonu. – Okradziony chłopak szybko odpowiedział
na to polecenie.
Wokół nich zaczął zbierać się tłum gapiów i to jedna ze
starszych pań zadzwoniła po pomoc.
~ Suigintou
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz