środa, 6 stycznia 2016

Droga przez mękę

Hej, z tej strony Suigintou. Po długiej przerwie mamy powrót z one shotem, który został napisany przez ciityn'ę. *brawa, brawa* Zapewne będzie częściej pisać jakieś fanfiki, a wtedy na pewno je tu opublikuje. Historia opowiada o miłości pomiędzy Sehunem a Chanyeolem. Nadałam taki tytuł, ponieważ utożsamiam się z cierpieniem Sehiego. Nawet nie wiecie, przez jakie męki musiałam przejść ;-; Gdy dostałam to ff do poprawki, to niemalże się załamałam. Po wklejeniu do Worda prawie wszystko było podkreślone na czerwono, a ja cierpiałam przez brak przecinków i polskich znaków. Ale na szczęście dzielnie wytrwałam do końca i udało mi się wszystko poprawić. Także teraz zapraszam do czytania.


                                                                              ***

Nie wyobrażasz sobie, jak bardzo cie nienawidzę. Nienawidzę cię. Nienawidzę tego, jak się uśmiechasz. Jak możesz być tak szczęśliwy? Jak kurwa możesz być taki szczęśliwy, gdy ja kolejny, pierdolony dzień walczę ze sobą, gdy kolejny dzień rozpieprzam się psychicznie myśląc o tobie. O tym, że mógłbyś być mój. Oczywiście nigdy nie będziesz, bo co? Bo jestem młodszy? Bo każde moje wyznanie jest dla ciebie tylko dziecinną zabawą? Jesteś idiotą, dupkiem i skurwysynem. Tyle razy mówiłem, pisałem o moich uczuciach. O tym, że coś jest ze mną nie tak, gdy jesteś blisko. Ale ty oczywiście jak zwykle miałeś to w dupie. Masz mnie gdzieś. Masz gdzieś moje uczucia. Pewnie uważasz, że wcale nie mam uczuć, skoro ciągle mówisz, że to dziecięce bełkotanie. Nienawidzę cię.

Jego rozmyślenia o wzlotach i upadkach miłosnych przerwało pukanie do drzwi. Upłynęło trochę czasu, zanim zdołał wstać z łóżka i owinąć swoje nagie biodra hotelowym ręcznikiem. Kilkakrotnie zabił w myślach osobę, która śmiała przerywać mu użalanie sie nad życiem, po czym w końcu zaszczycił otwarciem drzwi natarczywie pukającego gościa.
- Sehi, o czym ty myślisz? Zostawiłeś swój telefon w moim pokoju. Miałem ci go oddać jutro, ale nie chciałem, żebyś się niepokoił. - Jak zwykle rozpromieniony Chan położył dłoń na ramieniu maknae i poklepał go kilka razy. Sehun nie wykazał większego zadowolenia zaistniałą sytuacją, a jedynie jeszcze bardziej się zdenerwował. Gdyby mógł, to z miejsca wyjebałby Chanowi w tą wiecznie szczęśliwą twarz, ale po tylu latach nauczył się kontrolować swoją złość. Obrócił się zrzucając dłoń Chana ze swojego ramienia i kiwnąwszy dłonią, zamknął drzwi. Sekundę później znów rozległo się pukanie do drzwi. -Jeszcze czegoś zapomniałem? -Rzucił beznamiętnym głosem, patrząc ślepo w punkt na przeciwległej ścianie. Zaniepokojony Chanyeol bez zaproszenia wszedł do pokoju. Wyminął Sehuna i stając na środku pokoju popatrzył na niego z przejęciem i matczyną troską.-Hunnie, stało się coś? Nie wyglądasz za dobrze, martwię sie o ciebie. -Podszedł do niższego chłopaka i objął go od tylu, kładąc głowę na jego ramieniu. -Powiedz mi.  -Nic się nie stało. Po prostu jestem zmęczony po koncercie. Dziękuje za telefon, ale możesz już wracać do swojego pokoju, hyung.Szczęście, rozpacz, złość, miłość i nienawiść. Jak te wszystkie uczucia można czuć jednocześnie? Chciał jak najszybciej pozbyć sie obiektu zarówno miłości, jak i nienawiści ze swojego pokoju. Nie czekając na odpowiedź wyplątał się z jego objęć, podszedł do drzwi i po prostu wyprosił go ze swojego pokoju. Hyung nie był szczególnie zachwycony takim obrotem sprawy, ale Sehuna mało to obchodziło. Po chwili zamknął drzwi na wszystkie możliwe spusty i oparł czoło o zimna framugę. Cały trząsł się pod wpływem emocji, które w tak krótkiej chwili zawładnęły jego ciąłem. -Dlaczego? Dlaczego mi to robisz...? Aż tak bardzo mnie nienawidzisz? -Wyszeptał z trudem, ponieważ trząsł się, jakby wypuszczono go nagiego na potworny mróz. Uderzył dłonią w drzwi i zrzuciwszy ręcznik,  wrócił do swojego miękkiego łóżka. Od razu nakrył się kołdrą aż posadą szyję. -Jak ty możesz to robić? Jak możesz tak się mną bawić...? W jednej chwili stwierdzasz, że plotę bzdury, a na wywiadach mówisz o mnie dobre rzeczy. Na koncertach próbujesz mnie przytulać, martwisz się o mnie... Dlaczego mnie nie kochasz? Przecież tak sie mną opiekujesz…  Chan...  Dlaczego ty nic nie rozumiesz, mimo że mówię to tak wprost? Dlaczego jesteś takim idiota? Kocham cię, Chan. - Monolog prowadzony nocą w myślach jest najbardziej zabijająca i dobijającą rzeczą. Sehun czuł to. Wiedział,  że się zabija, że zabija swoją psychikę, ale tego nie da sie zatrzymać. Pozostawiony sam ze swoimi rozczarowaniami i smutkami zaczął płakać. Ciepłe łzy płynęły bezładnie i mimowolnie po jego bladych, wychudzonych policzkach, a on nie mógł temu zaradzić, Kolejne pojawiające się wspomnienia i myśli powodowały nowy potok łez. –Zresztą… Ty każdego przytulasz, każdym sie opiekujesz... Nigdy nie traktowałeś mnie wyjątkowo… Nigdy nie byłem dla ciebie kimś. Nigdy nie będę kimś. Już zawsze pozostanę śmieciem, którego na koncertach musisz przytulać, bo fanki tego chcą. Śmieciem, którym sie zajmujesz bo producent tak każe... Nigdy nie zrozumiesz tego, co do ciebie czuję. Nienawidzę cię, Park. Tak bardzo cię kocham. -Długo jeszcze nie mógł zasnąć. Przewracał się z boku na bok, próbując uspokoić myśli, powstrzymać płynące łzy, opanować emocje, które targały nim tak mocno, że trząsł się przy każdej nowej fali wspomnień. Nad ranem w końcu udało mu się zasnąć, jednak nie na długo, gdyż po chwili zadzwonił budził, a on znów musiał założyć maskę szczęśliwego Sehuna, fanserwisującego się z każdym kolegą z zespołu.

Budzik dzwoniący o świcie był prawdziwym przekleństwem. Po nieprzespanej nocy spędzonej na płaczu i rozmyślaniu o niespełnionej miłości, Sehun nie był w stanie nawet otworzyć oczu, nie mówiąc już o jakiejkolwiek innej czynności. Po kilkakrotnym ustawieniu drzemki, musiał jednak w końcu zwlec się z łóżka. Po wejściu do łazienki i spojrzeniu w duże, podświetlane lustro, prawie dostał zawału. Wyglądał beznadziejnie. Zapuchnięte, czerwone oczy, pogryzione do krwi usta.
– Patrz, co się ze mną dzieje przez ciebie. – Mruknął pod nosem, wyjmując z szafeczki wszystkie kosmetyki pielęgnacyjne jakie posiadał. Kilkanaście minut spędzonych na nakładaniu na twarz różnych kremów i maseczek niewiele dało. Mimo wszystko wciąż wyglądał okropnie. Zrezygnowany wziął prysznic, założył na siebie najlepsze ubrania mając nadzieję, że markowe ciuchy odwrócą uwagę od jego twarzy. Od razu po koncercie miał lecieć do Tajwanu na promocję marki odzieżowej i sesję zdjęciową. Nie zwracając uwagi na to, że coś może się pognieść, wpakował wszystkie rzeczy jakie miał do dużej torby. Na końcu położył na wierzch zapakowane jedzenie, które rano przyniosła obsługa hotelowa. Założył maseczkę zasłaniającą twarz i czapeczkę z daszkiem, by chociaż trochę zakryć swoją twarz. Zarzucił torbę na ramie i rozejrzawszy się, czy nikogo nie ma na korytarzu, wyszedł z pokoju. Od razu skierował się w stronę przestrzennej windy. Tuż przed zasunięciem się drzwi ,do windy wpadł Chan. Jak zwykle był roztrzepany i pełen pozytywnej energii.
 – Jeeeej, Sehi, mówię ci, mało brakowało, a bym nie zdążył. Na szczęście nie jestem ostatnim, który będzie w aucie. – Zaśmiał się i szturchnął ramieniem Sehiego, który w tamtym momencie stał odwrócony bokiem, z głowa zwieszoną ku dołowi. W odpowiedzi jedynie mruknął, nie wysilając się nawet, by spojrzeć na zespołowego „kolegę”.
– Widzę, że ktoś tutaj znów nie w humorze. Hunnie, co się dzieje?  Dzisiaj mamy koncert, spotkamy fanów. Czym ty się przejmujesz? Przecież na pewno wszystko wyjdzie dobrze. – Objął młodszego ramieniem i poklepał go, uśmiechając się przy tym jak wariat.
 Ta radość zamiast pocieszyć, jeszcze bardziej dobiła Sehuna. Nie mógł zrozumieć, dlaczego Chanyeol jest taki szczęśliwy, podczas gdy on tak cierpi. Powrót tych niechcianych myśli wywołał odczuwalny dreszcz, a ciepło pod powiekami sugerowało napływające łzy. Sehun stanowczo odsunął się od Chana i niby poprawiając maseczkę na swojej twarzy, otarł łzy zbierające się w kącikach oczu. Gdy tylko drzwi windy otworzyły się, Sehun mocniej zacisnął dłoń na torbie i szybkim kokiem wyszedł z windy. Zostawił oszołomionego Chana samego. Nim starszy zdążył dojść do siebie po tym zajściu, Sehun był już w czarnym vanie, który miał zawieźć ich na miejsce koncertu. Sehun odetchnął z ulgą widząc, że van, do którego wsiadł był już zapełniony i osoba uprzykrzająca mu życie musiała jechać drugim autem. Włożył do swoich uszu słuchawki i włączając spokojną muzykę, zamknął oczy. Po chwili siedział oparty o wygodny fotel. Jego relaks po windowych emocjach nie trwał zbyt długo, ponieważ po chwili poczuł wibracje swojego telefonu. Niechętnie spojrzał na ekran. Wiadomość od Chana – Co się z tobą dzieje? – Nawet nie miał zamiaru odpisywać. Wyłączył podświetlenie ekranu i zaczął wpatrywać się w mijające krajobrazy za szybą samochodu. – Nie ignoruj mnie. Martwię się o ciebie. – Kolejna wiadomość  pozostawiona bez odpowiedzi spowodowała, że kolejne przychodziły jedna po drugiej.– Nie zachowuj się jak rozpieszczony bachor. – Napisz coś do cholery, martwię się. – Hunnie, proszę cię, powiedz co się dzieje. Myślisz, że jak nie będziesz nikomu mówił, to problem tak po prostu zniknie? Nie zamykaj się i porozmawiaj ze mną! Pomogę ci. Zrobię wszystko, żeby ci pomóc. Sehun zasnął dłonie w pięści, nie mógł tego znieść. Nie mógł znieść tej udawanej opiekuńczości, tego ciągłego okłamywania. Przecież nie są razem, przecież Chan ciągle odrzuca jego wszystkie wyznania, więc dlaczego do cholery zachowuje się tak, jak gdyby ze sobą chodzili? Kolejna fala łez była blisko, ale to nie mogło tak dłużej trwać. Nie mógł ciągle płakać i się załamywać, tego było już za dużo. Postanowił wyciągnąć telefon i napisać nową wiadomość. - Nie możesz mi pomóc. Zostaw mnie w spokoju. Nie pisz do mnie i przestań się nade mną użalać jak nad dzieckiem. Mam tego dość, ciebie mam dość. Jeśli chcesz coś dla mnie zrobić, to udawaj, że mnie nie znasz. Żegnam. – Sehun wziął głęboki wdech i wypuszczając powietrze, zaczął się powoli relaksować. Wiedział, że to będzie najlepsze wyjście z tej chorej sytuacji. To jedyny sposób, żeby było dobrze. Co chwila czuł wibracje telefonu w kieszeni, ale nie chciał tego czytać. Nie mógł. Nie miał już na to wszystko siły. Pierwszy raz od długiego czasu poczuł niewielka ulgę w swoim cierpieniu, zamknął oczy i resztę drogi spędził na myśleniu o dzisiejszym koncercie. Po dotarciu na miejsce szybko wyszedł z samochodu i prawie pobiegł do budynku, aby tylko uniknąć obecności Chana. Podczas prób cały czas panował chaos, było tak dużo rzeczy które musieli przećwiczyć, by wszystko tego wieczoru było idealne. Chan co chwila próbował porozmawiać z Sehunem, jednak podczas takiego zamieszania unikane tego natrętnego osobnika nie było czymś nadzwyczaj trudnym. Gdy już nadszedł czas koncertu, Chan co chwila próbował przytulić Sehuna, coś do niego powiedzieć, jednak za każdym razem maknae wyrywał się z jego objęć i nie raczył nawet obdarzyć swojego hyunga spojrzeniem. Było ciężko. Podczas każdej takiej sytuacji Sehun załamywał się na nowo, Miał ochotę uciec stamtąd, wrócić do rodzinnego domu i tam przeczekać ten ciężki okres. Wiedział jednak, że nie może. Fani byli najważniejsi, więc zaciskał zęby i grał wesołego mimo całego swojego bólu, który czuł w sercu. Po koncercie zbiegł pierwszy ze sceny, najszybciej jak mógł przebrał się w swoje ubrania i chwytając torbę niemalże wybiegł z budynku. Odetchnął z ulgą i rozsiadł się na jednym z pustych siedzeń. Manager siedział już w samochodzie, czekali więc tylko na Kaia, który także miał lecieć na promocję do Tajwanu. Słychać było trzask zamykającego się bagażnika i po chwili do samochodu wszedł Chan. Sehun widząc go, prawie dostał zawału, otworzył szeroko oczy i szybko przesiadł się na pojedyncze siedzenie. Chan zajął miejsce na tyle samochodu, złapał Sehuna za rękę i mocno pociągnął go w swoją stronę. Młodszy długo stawiał opór, udając że nic nie czuje, jednak po pewnym czasie siły osłabły i Chan zdołał zaciągnąć go na sąsiednie siedzenie. W samochodzie było ciemno, manager i kierowca siedzieli z przodu, nie było więc powodów do skrępowania. Chan mocno zacisnął ramiona wokół skulonego Sehiego i oparł podbródek na czubku jego głowy.
- Kilka dni temu plany się zmieniły i zamiast Kaia lecę ja. Moje wyjaśnienia otrzymałeś, więc teraz mógłbyś mi powiedzieć, co ty odpierdalasz? Cały dzień próbowałem z tobą porozmawiać, ale mnie unikałeś. Wiesz jak cholernie się o ciebie martwiłem?
Sehun wiedział że przy takim obrocie spraw nie będzie w stanie unikać Chana przez te trzy dni które mieli spędzić razem. Był wykończony po całym dniu prób, koncercie, nieprzespanej nocy. Nie miał siły szarpać się i uciekać. Oparł czoło o ramię straszego i odetchnął głośno, odprężając się.
- Porozmawiamy później, jak będziemy już na miejscu. Teraz jestem zmęczony, chce odpocząć.
- Jak wolisz, Hunnie. – Połozył dłoń na głowie młodszego z czułością przeczesując jego włosy. Chwila czułości nie trwała długo, po kilku minutach byli już na lotnisku. Fani nie znali szczegółów lotu, także obyło się bez zbędnego zamieszania. Mimo że w samolocie zajmowali miejsca obok siebie to nie rozmawiali ze sobą, ponieważ Sehun udawał że śpi, a Chan nie miał sumienia go budzić. Ułożył jedynie głowę maknae na swoim ramieniu i przez cały lot gładził jego włosy i policzek. Sehun tak bardzo chciał mieć chwilę spokoju, tak bardzo chciał zasnąć, ale nie mógł. W głowie układał tysiące scenariuszy rozmowy. - O czym my mamy rozmawiać? Jak? Przecież on wie, że go kocham, nie mogę się ośmieszać i znów mówić tego samego, wystawiając się na kolejne rozczarowanie. Ale trzeba to w końcu wyjaśnić. Muszę wszytko powiedzieć. I tak nie mam już nic do stracenia... I tak nic już mnie bardziej nie zabije..
Godzinę po przybyciu do hotelu w pokoju rozległo się głośne pukanie do drzwi. Sehun nie musiał nawet zgadywać, kto postanowił złożyć mu wizytę. Niechętnie podszedł do drzwi i otworzył je na oścież, szybko zamykając, gdy tylko Chan wszedł do środka.
- Jesteś głodny? Przyniosłem dla ciebie makaron, twój ulubiony. – Postawił paczuszkę na stoliku nocnym i usiadł na wielkim łóżku uważnie patrząc na Sehuna, który ze spuszczoną głową podszedł do krzesła znajdującego się w bezpiecznej odległości od łóżka i usiadł na nim. Chan nie miał zamiaru kolejny raz tolerować ucieczki. Wstał, chwycił Sehuna za rękę i mocno pociągnął, prawie rzucając na łóżko. Szybko położył się obok i przytrzymując głowę młodszego tak, by ich oczy były naprzeciwko siebie. Czekał w milczeniu, aż maknae zacznie coś mówić. Młodszy nie mógł znieść tego spojrzenia, więc  zamknął oczy i zaczął mówić cichym, stłumionym głosem.
- Doskonale wiesz, co mi jest. Nie ma sensu o czymkolwiek rozmawiać. Tracisz jedynie czas.
- Gdybym wiedział, to bym się nie pytał. Nie poznaje cię,  Hunnie. Przecież zawsze mi wszystko mówiłeś. Co się nagle z tobą stało? Przestań myśleć o sobie, powiedz co ci jest. Zobacz, jak się o ciebie martwię.
Sehun nie wytrzymał, wyrwał głowę z dłoni Chana i poderwał się z łóżka, cały się trzęsąc. Próbował się uspokoić, ale na próżno. Zaczął płakać jak małe dziecko. – Ty mnie oskarżasz o egoizm!? Jak ty śmiesz mówić takie rzeczy? Mówiłem ci tyle razy, tyle razy ci to mówiłem, a ty tyle razy mnie odrzucałeś.. A teraz udajesz, że nic nie wiesz.. Jak ty tak możesz? Nienawidzę cię... – Niemal wykrzyczał wszystko, na koniec rzucając w Chana dużą poduszką. Opadł bezsilnie na podłogę i schował twarz w podkulonych nogach, nie mogąc powstrzymać płynących łez. Chan był tak zaskoczony, że na chwilę zamarł w bezruchu. Wstał ze swojego miejsca  i wziął Sehuna na ręce. Położył go na łóżku i mocno przytulił do siebie. Sehun zaczął histeryzować, okładał starszego pięściami, co chwila powtarzając, że go nienawidzi.
– Nienawidzę cię... Nie mogę na ciebie patrzeć, nie mogę patrzeć na twoje szczęście. Wynoś się stąd! Nie mogę na ciebie patrzeć. – Mimo wielu takich komentarzy, Chan ani na chwilę nie puścił Sehuna. Co jakiś czas tylko kojącym głosem szeptał, by się uspokoił. Trzymał mocno Sehuna, który co chwila zalewał się łzami. Po kilkunastu minutach Sehun zamarł w bezruchu, nie miał siły już siły płakać, nie miał już siły na nic. Stracił wiarę we wszystko co dobre, stracił wiarę w to, że kiedykolwiek może być szczęśliwy.
– Tyle razy mówiłem ci o moich uczuciach.. Tyle razy mówiłem ci, że cię kocham. A ty co? Za każdym razem spławiałeś mnie. Za każdym razem powtarzałeś że jestem dzieckiem, że mówię głupoty! Ale to nie były głupoty! Tyle lat to ukrywałem, ale w końcu zebrałem się na odwagę, by to powiedzieć. Jednak to był błąd, bo ty za każdym razem mnie odrzucałeś. A ja mam już tego dość! Nie możesz mi pomóc, a swoim zachowaniem jedynie mnie niszczysz. Musisz dać mi spokój Chan. – Popatrzył prosto w jego oczy, ale po chwili odwrócił wzrok czując kolejny potok napływających łez. – Musisz zostawić mnie w spokoju. Ja nie mogę tak żyć, nie mogę na ciebie patrzeć, nie mogę patrzeć na to, jaki jesteś szczęśliwy. Twoje zachowanie jedynie pogarsza mój stan... Wolę żebyś mnie nienawidził, niż masz się o mnie troszczyć i rozbudzać moje nadzieje na coś, co jest niemożliwe.
Miał zamiar kontynuować swój monolog, który tworzył w głowie od miesięcy, ale uniemożliwił mu to Chan, który ułożył dłonie po obydwu stronach jego głowy i z czułością wpił się w jego usta. Sehun zesztywniał oszołomiony tym, co się dzieje. To, na co czekał tyle czasu. To, o czym marzył i uważał, że niemożliwe właśnie się działo. Czuł to. Chanyeol był tak blisko, całował go. Sehun zacisnął swoje długie palce na włosach hyunga i rozchylił usta przyciągając go do dłuższego pocałunku. Przecież skoro to ich pożegnanie, to musi wykorzystać okazję i nacieszyć się tą chwilą jak najdłużej. Pocałunek był zachłanny, wypełniony uczuciami, które były tyle czasu skrywane. Po kilku minutach wyczerpującego pocałunku Chan zszedł na szyję Sehuna, pieszcząc ją swoim zwinnym językiem. Sehun drgnął odczuwalnie i mruknął, przyciągając ciało starszego jeszcze bliżej swojego.
– Chan.. Co ty robisz? – wymruczał cicho, zagryzając wargi i opanowując swój rozszalały oddech. Chanyeol podniósł się na rękach, patrząc z góry na młodszego . – Kocham cię. – Wyszeptał cicho, całując z czułością jego czoło, następnie policzki, czubek nosa i usta. – Przepraszam cię, Hunnie, że to tak długo trwało. Wiem, że kochasz każdego z członków zespołu. Nie sądziłem, że miłość do mnie jest czymś wyjątkowym. Przepraszam cię. Przepraszam, że tak przeze mnie cierpiałeś. Jestem zły na siebie, powinienem się domyśleć wcześniej. Przepraszam cię – szeptał cicho, załamującym się głosem. Nie wyobrażał sobie, jak mógł tak bardzo krzywdzić istotę, którą tak bardzo kocha. – Kocham cię.. – pogładził dłonią po klatce piersiowej Sehuna. Położył się obok na łóżku i przyciągnął do siebie młodszego, rozpaczliwie trzymając go przy sobie, całując każdy fragment jego głowy i twarzy. – Przepraszam cię.. Proszę, wybacz mi ,że tak cierpiałeś przeze mnie.
- Nie odrzucaj mnie już... – Wyszeptał Hunnie, wtulając twarz w klatkę piersiową Chana i ściskając go najmocniej jak umiał
- Nie odrzucę, obiecuję. Kocham cię.



Edit: To prawdziwa droga przez mękę... nie mam pojęcia, dlaczego to do jasnej cholery jest na białym tle, ale proszę, po prostu to zignorujcie.

                                                                                         ~ By ciityna

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz