środa, 27 kwietnia 2016

DREAMER Hyungwon /1\ Wonho


Note: Musicie mi wybaczyć tą nagłą przerwę, ale w ostatnim czasie mam trochę spraw do załatwienia. Szykuję się do konkursu tanecznego, który odbędzie się lada dzień, więc bardzo proszę o wyrozumiałość. Chciałabym wstawiać kolejne rozdziały o wiele szybciej, ale trening, to trening. Nie mogę teraz się zatrzymać. Mimo wszystko staram się pisać, kiedy tylko mogę, abyście dostali większej dawki emocji z naszymi chłopakami haha 
Pierwsza część "Dreamer" na zamówienie dla anonima przed wami. Chyba mam jakąś słabość do pisania rozdziałowców.. Postaram się zmieścić shota w dwóch częściach, a następną wstawię do końca tygodnia~
Miłego czytania, kochani i oczywiście liczę na opinie! Za wszystkie dziękuję ♥


Biegłem ścieżką nieprzerwanie. Nie zatrzymałem się ani na sekundę, aby odprężyć ciało i zaciągnąć się błogim powietrzem. Wiedziałem, że jeśli bym to uczynił, spowolniło by mnie to.
Starłem pot z czoła. Mijałem zaciekawione moją osobą konary drzew i liście grające w rytm uderzeń moich stóp. Tworzyliśmy wspólną harmonię. Dawaliśmy koncert duchom lasu.
Skręciłem w prawo. Nigdy nie zapuszczałem się tak daleko. Nogi niosły mnie dalej podsycając buzującą w moim wnętrzu adrenalinę. Ciekawość pchała mnie do przodu. Poczułem oddech na karku. Chłodny, krystaliczny, ostry, raniący moją skórę. Biegłem dalej rozpoczynając ucieczkę przed nieznajomym.
Zacząłem wspinać się truchtem pod coraz bardziej stromą górę. Przyspieszyłem w momencie, gdy usłyszałem krótkie westchnięcie, a wraz z nim słodki zapach malin. W jednej chwili zapragnąłem od tego uciec. Wiązadła butów rozpoczęły swoją solówkę rozluźniając uściski. Stawałem się coraz słabszy, a niebezpieczeństwo zbliżało się nieustannie. Sam nie byłem pewien, od czego teraz zależało moje życie.
Biegłem dalej. Zgubiłem się. Po raz pierwszy w życiu odczułem, czym tak naprawdę jest uczucie samotności. Lęk sparaliżował mnie na tyle, iż nie potrafiłem obejrzeć się za siebie.
Jedno uderzenie mojego serca sprawiło, że znalazłem się tuż nad przepaścią, a moje oczy z przerażeniem wpatrywały się w bezkresną przepaść tuż pod moimi stopami.
Potknąłem się. Moje nogi rozpoczęły dziki taniec, który zakończył się tragicznie. Wypadłem z trasy. Poczułem zawroty głowy, następnie ostry ból brzucha, a na końcu pieczenie w gardle. Uświadomiłem sobie, że to był mój koniec. Spadałem w przepaść od kilku godzin. Myślałem, że nie dotrę do jej kresu.
Kolejny atak na podbrzusze doprowadził mnie do płaczu. Łzy ciurkiem ściekały po moich zimnych policzkach nie docierając nawet do kącików ust. Krzyknąłem. Chciałem tylko umrzeć.
Usłyszałem szept...
- Hyungwon.. Hyung.. Hyungwon!
Rozszerzyłem maksymalnie powieki podrywając się do siadu. W ostatniej możliwej sekundzie cofnąłem głowę parę milimetrów unikając uderzenia z czołem przyjaciela. Mamrotał pod nosem poszczególne literki alfabetu od czasu do czasu przerywając je głośnymi stęknięciami. Nie rozumiałem, o czym do mnie mówił. Nic nie słyszałem.
Spojrzałem na swoje zaciśnięte dłonie. Leżały beznamiętnie na fioletowej kołdrze okrywającej moje nogi. Poczułem chwilowe zawroty głowy. Z trudem udało mi się nad nimi zapanować doprowadzając swoje ciało do stanu codziennej funkcjonalności. Niezrozumiałe myśli krążyły po mojej głowie układając niepasujące do siebie puzzle w jedną spójną całość. Dziwaczny obrazek zaczął przypominać mi obiekt, który utkwił na dobre w mojej podświadomości.
- Aish, co z tobą, hyung? Znowu krzyczałeś przez sen.
Usłyszałem lekko stłumiony, ale i tak wyraźny głos Changkyuna. Odrzucił ciemną grzywkę na bok, dzięki czemu mogłem zauważyć grymas malujący się na jego malutkiej twarzy.
Przełknąłem wciąż narastającą gulę w gardle wpatrując się w zaskoczeniu na przyjaciela. Zwiesiłem głowę. Zawroty głowy były na tyle silne, że przez krótką chwilę widziałem nie twarz Changkyuna, ale zupełnie kogoś innego. Potrząsnąłem szybko głową uświadamiając sobie, że ta cholerna podświadomość znowu spłatała mi figla. Kolejny banalny koszmar przyćmił moją wyobraźnię. Zdawałoby się, że.. Z każdą nocą było gorzej.
- Może jakieś tabletki nasenne by ci pomogły. - zaproponował, szperając między moimi książkami.
- Nie mam problemów ze snem, Chang. Poza tym żadne leki nie rozwiążą tego problemu. - przetarłem oczy dłońmi. Byłem wyczerpany.
- A więc przyznajesz, że jednak masz problem. - uniósł lekko brew patrząc na mnie kątem oka.
Przewróciłem oczami udając, że czuję się na siłach, aby wstać. Mlasnąłem cicho, gdy poczułem słodko-kwaśny posmak na wargach. Powoli wychyliłem się zza łóżka i złapałem za dwulitrową butelkę wody upijając z niej kilka dużych haustów. Chciałem wierzyć w to, że ten koszmar nie zaczął się prawie cztery tygodnie temu, ale z każdym kolejnym porankiem utwierdzałem się w zupełnie innym przekonaniu.  
- Co ci się dzisiaj śniło, Hyung? Inwazja kosmitów, bombardowanie miasta, czy może.. Hm.. - zamyślił się na chwilę przykładając palec wskazujący do ust. - Atak cyborgów?
- Nie, Changkyun. Nie trafiłeś ani razu. - uniosłem kącik ust. - Był wczesny poranek, biegłem leśną ścieżką. - zacząłem retrospekcję spuszczając wzrok. Czułem, jakbym znów zapadał w trans. - Było cicho, zbyt cicho, słyszałem tylko swój oddech i tupot uderzających butów. Zapomniałem się i skręciłem w drogę, której jeszcze nie znałem. Nagle, poczułem czyjś oddech na karku.. - moje plecy przeszły dreszcze. - Przyspieszyłem. Zacząłem uciekać, ale potknąłem się o jakiś kamień i wpadłem w przepaść. Spadałem tak bez końca, to było straszne. Aż nagle usłyszałem..
Spojrzałem na Changkyuna powoli wracając do rzeczywistości. Wystarczyło jedno uderzenie serca, żeby zrozumieć swoje głupie zachowanie. Lepiej będzie, jeśli oszczędzę mu cierpień i sam przeanalizuję ten głęboki głos wyobraźni. 
- Co usłyszałeś?
- Nic takiego. - odpowiedziałem szybko wymachując rękami. Zawiedziony chłopak nie krył swojego oburzenia. - Która godzina? - automatycznie zerknąłem na zegarek w telefonie. - Dochodzi ósma, a ty jeszcze nie jesteś w szkole. Zbieraj się szybciej.
- Hyung, no powiedz mi tylko, co słyszałeś i sobie pójdę. - Chang złożył dłonie w paciorek. Zniecierpliwiony podszedł do mojego łóżka i usiadł na jego brzegu tuptając lekko nogami jak mała dziewczynka.
- Uczysz się dla siebie, a nie dla mnie, młody.
Szybko wygramoliłem się z kołdry, sięgnąłem po książkę kryminalną z półki, która oglądał chłopak, podałem mu ją i zacząłem wyprowadzać go z pokoju. Słyszałem jego ciche przekleństwa, które całkiem mnie rozbawiły. Nie mogłem ustąpić. Wypchnąłem go na korytarz zaraz przekręcając zamek w drzwiach. Kiedy było już po wszystkim odetchnąłem z ulgą i zjechałem plecami po drewnie. Oparłem łokcie na nagich kolanach chowając głowę między nogami. Z każdym dniem byłem słabszy. Najlżejszy wysiłek był dla mnie wyczerpujący. Zdawało mi się nawet, że trochę schudłem. Mało jem, nie ćwiczę, nie wspominając o nauce. Zacząłem tracić energię, te koszmary wykańczały mnie psychicznie i fizycznie.
Wyjedź ze mną. Tam będziemy bezpieczni.
Każdy szept miał inne znaczenie. Możliwe, że to tylko wymysł mojej wyobraźni, którą starałem się za wszystko obwiniać. Wariowałem przypominając sobie kolejne szepty tego głosu. Nie zdawałem sobie sprawy przyczyny, ani lekarstwa na tą przypadłość. Chciałem się jej tylko pozbyć. Czułem się samotny.

***
Spakowałem zeszyty i zawinąłem brystol w rulon chowając to do teczki. Sporo materiałów nagromadziło się przez te tygodnie nieobecności na uczelni. Poczułem zbyt wielką presję nad nadrobieniem kilkunastu prac, które musiałem oddać w wyznaczonym terminie, żeby zaliczyć rok. Westchnąłem pod nosem zapinając suwak i zarzuciłem torbę na ramię. Spojrzałem na zegarek na prawym nadgarstku. Zważając na wczesną porę Changkyun odbywał jeszcze swoje lekcje, więc postanowiłem nie zadręczać go ciągłymi smsami. Nawet taki chuligan zasługuje na chwilę odpoczynku. Już dawno obiecałem sobie, że nie wezmę więcej odpowiedzialności za jego wybryki, ale z czasem zrozumiałem, że to tylko moja chora, niemożliwa do spełnienia aluzja. Czułem się jak facet, który przedwcześnie został ojcem.
W zamian za wyrozumiałość do młodszego, Chae otrzymałem dwa piknięcia telefonu. Wyciągnąłem urządzenie z kieszeni i odblokowałem wyświetlacz.
> dzisiaj [Nieznany][11:39]: Będę wieczorem w Busan. Spotkajmy się jutro na corocznym festiwalu fajerwerków. Wonho.

*
Przeciągnąłem się na krześle rozprostowując nogi. Zerknąłem do kubka zauważając, że kawa szybko zniknęła. Ledwie udało mi się skończyć jeden z projektów na historię sztuki, a siedziałem już chyba czwartą godzinę. Poszedłem do kuchni zaparzyć sobie kolejną porcję napoju. Dobiegała północ, a Changkyun nie wrócił jeszcze ze szkoły. Może to źle, że akurat dzisiaj do niego nie napisałem..
Nastawiłem wodę na grzanie i wyciągnąłem z szafki nad głową małe opakowanie kawy rozpuszczalnej. Wsypałem dwie łyżeczki i schowałem na miejsce. Oparłem się rękoma o blat kuchenny zatrzymując wzrok na swoich smukłych dłoniach. Przez tego dzieciaka instynkt rodzicielski chyba znów zaczął się uruchamiać.
Minęło pół godziny odkąd zostawiłem po sobie siedemnaście wiadomości, pięć nagrań głosowych i dwadzieścia dwa nieodebrane połączenia do Changkyuna. Chłopak był dzieciakiem skorych do wybryków, ale jeśli teraz wpakował się w jakieś bagno, to zapewne wpadł w nie po same uszy. Moje obiecanki znów spełzły na niczym.
Po chwili usłyszałem kręcenie kluczem w zamku drzwiach wejściowych. Natychmiast poderwałem się z krzesła i podszedłem do framugi opierając się o nią i czekając, aż mój współlokator wejdzie do środka. Po drodze usłyszałem jeden dodatkowy głos, jakby Chang nie był sam.
Chłopak wszedł pierwszy, a tuż za nim jego roześmiany kolega, który bez aprobaty wparował do naszego mieszkania. Mojej, rzecz jasna. Obydwoje byli zbyt pochłonięci sobą, żeby zauważyć mnie stojącego ledwie metr, może dwa od nich. Chrząknąłem głośno dwa razy krzyżując ze sobą nogi ubrane w różowe świnkowe kapcie.
- Oh, cześć, hyung. Nie zauważyłem cię. - Lim zaśmiał się cieniutkim głosikiem. 
- Doprawdy. - powiedziałem z ironicznym uśmieszkiem.
Po dokładnym obejrzeniu Changkyuna spojrzałem na jego nowego kolegę, który dziwacznie przyglądał się mu, jakby nie widział świata poza nim. Zlustrowałem go od góry do dołu. Jakoś nie bardzo spodobała mi się jego sylwetka, ani nawet jego dziwacznie uroczy uśmiech. Wyglądał na wiele starszego od Changkyuna, jeśli nie ode mnie. 
- Wyjeżdżam na trzy dni, więc masz wolną chatę, hyung. - uśmiechnął się szybko, zanim zamknął swój pokój na klucz i przerzucił pasek torby przez ramię.
- Jak to trzy dni? Masz jutro szkołę, a poza tym, nie puszczę cię nigdzie o tej porze.
- Daj spokój, tato. - zażartował. Jakoś nie było mi do śmiechu. - Jadę do Hyunwoo. - wskazał na chłopaka obok. - Uczyć się.
- Na trzy dni? Uczyć się? Do Hyunwoo? - zlustrowałem go jeszcze raz, a facet znowu posłał mi ten dziwaczny uśmiech. - No w porządku. - przytaknąłem. - A książki nie będą ci do tego potrzebne?
Jeśli ten dzieciak miał mnie za głupka, to się przeliczył. Dokładnie widziałem, co pakuje do tej ogromnej torby, a na pewno nie były to zeszyty, notatki, ani inne potrzebne materiały do nauki. Nie potrzebowałem słodkiego kłamstewka. Changkyun powinien już dawno się nauczyć, że przywykłem do jego różnych wybryków, opuszczania szkoły i innych akcji, których zapewne sam będzie kiedyś żałować. Nie zbędzie mnie taką gadką o nauce.
Changkyun pokazał swój uśmieszek numer cztery i poprawił torbę na ramieniu. Chciał zacząć coś mówić, ale wyprzedziłem go chcąc mu oszczędzić przegrzania od kłamstw mózgu.
- Już nie kombinuj tak, młody. Widzę cię w niedziele rano z powrotem, bez dyskusji. - wskazałem palcem na młodszego, zaraz przenosząc się na chłopaka, którego imienia już zdążyłem zapomnieć. - A ty, masz na niego uważać.
- Hyuung.. - warknął Chang przez zaciśnięte zęby.
- Oczywiście, proszę pana. - spojrzałem lekko zaskoczony na tego nowego.
Kiedy obydwoje wysłali mi po drobnym uśmiechu, wyszli z mieszkania, a ja stałem nieruchomo patrząc za ich cieniami. Rozszerzyłem mimowolnie usta i uniosłem brwi ku zdziwieniu. Do jasnej cholery, nie wyglądam przecież tak staro!
Westchnąłem, po czym przekręciłem zamek w drzwiach. Wróciłem do swojego pokoju i zmęczonym wzrokiem popatrzyłem po skończonej pracy. Jedyne, o czym teraz marzyłem, to chociaż chwila odpoczynku, żebym nie musiał myśleć o moim współlokatorze.
Sprawdziłem swoją komórkę. Odruchowo wszedłem w wiadomości. Na całe szczęście nikt się do mnie nie dobijał. Mimo wszystko otworzyłem jeden z odebranych smsów z dzisiejszego ranka. Wonho. Dawno go nie widziałem. Minęło przecież kilka lat odkąd nasz kontakt się urwał. Tak naprawdę nic nigdy na to nie wskazywało. Byliśmy dobrymi przyjaciółmi, widywaliśmy się przynajmniej dwa razy na dzień, co dawało minimum siedemset trzydzieści dwa razy na rok. Doliczając do tego czas jaki na te spotkania wykorzystywaliśmy? Chyba nie da się tego zliczyć.
Uśmiechnąłem się delikatnie przypominając sobie twarz przyjaciela okalaną chmarą czarnych włosów. Zazwyczaj skrzące się, ciemnobrązowe oczy, które często staczały się do czarnego koloru. Ten szczery uśmiech, który nie raz widziałem.. Zacząłem łapać się na tym, że coraz częściej o nim myślę. Prawdą było to, że nie mogłem doczekać się, by go zobaczyć. Zostało jakieś dwadzieścia godzin do następnego wieczora, kiedy miałem go zobaczyć..
Odłożyłem telefon z powrotem na biurko, zaraz łapiąc jakieś ubrania na przebranie. Poszedłem do łazienki z zamiarem wzięci szybkiego prysznica. Miałem nadzieję, że po intensywnym wieczorze nad książkami spokojnie się wyśpię, a przy okazji zregeneruję siły na kolejny dzień.
*
Wciągnąłem głęboko powietrze, jednak płuca przestały się ruszać w połowie. Zakaszlałem głośno, a powieki rozszerzyłem szeroko. Ciemność przysłoniła mi jakikolwiek widok. Nie potrafiłem rozpoznać jakichkolwiek zarysów. Serce biło w mojej klatce piersiowej wywołując jeszcze większy strach choćby samymi jego uderzeniami. Czułem, jak moje płuca kurczą się od braku powietrza. Łapczywie otwierałem usta próbując oddychać, ale za każdym razem kończyło się to coraz poważniejszym kaszlem. Odwracałem głowę na boku próbując dostrzec cokolwiek.
Po kilku sekundach skuliłem się dociskając kolana do klatki piersiowej. Mgła zaczęła przysłaniać mi widoczność, a kaszel rozchodził się po pomieszczeniu odbijając się od płaskich ścian. Powracał do mnie jeszcze głośniej raniąc moje uszy. Ostatkami sił złapałem za kołdrę mnąc ją w uścisku. Kiedy byłem już na granicy udało mi się wciągnąć haust powietrza przez rozchylone wargi. Zabolało mnie to. Łzy spływały po moich policzkach. Widziałem tylko ciemność.
Oddychałem łapczywie jakby zaraz znów miało mi zabraknąć tlenu. Zimno ciągnęło po moim prawie odkrytym ciele, cały drżałem. Zaciskałem palce na materiale coraz mocniej modląc się o szybki koniec. Duszący oddech muskał moją skórę szyi. Nie potrafiłem się ruszyć. Trwałem w tym palącym strachu, który wyżerał moje ciało i duszę staczając na najniebezpieczniejszą krawędź klifu.
Śliskie, lodowato zimne place zsunęły się na moją szyję, zaraz wędrując na obojczyki. Krzyknąłem przeraźliwie zdzierając sobie gardło. Błagałem głośno o pomoc, ale nikt nie słyszał. Krzyczałem dalej, jednak w pewnym momencie śliskie kończyny zasłoniły moje usta, przez co nie mogłem dokończyć. Momentalnie puściłem kołdrę szamotając się po łóżku. Poczułem jeszcze więcej łez w kącikach moich oczu, które od razu spływały w dół. Słyszałem swój własny szloch i łomoczące w niewyobrażalnym tempie serce.
Czerń zaczęła rozpływać się w moich oczach ujmując swój wygląd, by zaraz na jej miejsce wpłynęła bezkresna zieleń lasu. Łóżko nagle zniknęło, a na jego miejsce pojawiła się świeżo porośnięta trawa. Te obleśne kończyny zniknęły pozostawiając moje ciało w drgawkach. Cichy szept odbijał się w moich uszach, a ja nie potrafiłem przestać płakać i krzyczeć z bezsilności.
Jęknąłem cicho kuląc się jeszcze mocniej na łóżku. Poduszka, na której leżałem, była już całkowicie zmoczona. Nie przestawałem zaciskać powiek, jakby otworzenie ich odebrało mi chociaż jeden lub dwa oddechy. 
Dopiero po kilku minutach okropnego czekania otworzyłem powoli oczy. Pokój. Ten sam, który widziałem kilkanaście godzin temu, wczoraj, tydzień temu i trzy miesiące temu. Rozchyliłem usta wciągając nieco spokojniej powietrze do płuc. Poczułem ulgę, gdy mogłem spokojnie odetchnąć.
Obróciłem się na plecy i przesunąłem dłońmi po policzkach ścierając lekko zaschnięte i chłodne łzy. Pociągnąłem parę razy nosem wpatrując się w jasny sufit. Jeśliby ktokolwiek wiedział, jak zapobiec tym snom, od razu by to zrobił.
Zsunąłem się z materaca powoli odzyskując świadomość miejsca i czasu. Głowa boleśnie pulsowała w rytm uderzeń serca. Słyszałem każdy nawet najcichszy dźwięk. Poszedłem do łazienki, musiałem zmyć z siebie ten odór potu, który zebrał się przez całą noc. Po szybkim ogarnięciu się w końcu wyszedłem z łazienki i poszedłem do kuchni zrobić sobie coś lekkiego do jedzenia oraz kawę. Spojrzałem na zegar widzący na ścianie. Trzynasta dwadzieścia siedem. Skrzywiłem się będąc świadomym, że tak długo rzadko udawało mi się spać. Zwłaszcza z tymi horrorami po nocach.
Przy stole przesiedziałem kolejne kilka godzin wertując swoje wszystkie sny, które zaczęły mnie dotykać jakiś miesiąc temu. Nie widziałem w nich żadnego podobieństwa oprócz tego, że były koszmarami i kończyły się szeptem. Każdy był inny, ale w każdym się bałem.. W życiu nie potrafiłem bać się takich błahych rzeczy. Teraz, z jednego na kolejny stawały się coraz bardziej przerażające. Czasem oczekiwałem w nich wybawienia, które pojawiało się wraz z cichymi słowami.
Obróciłem telefon w swoich dłoniach spuszczając na niego wzrok. Kubek z kawą stał tuż przede mną, ale nie potrafiłem wypić resztki zimnego napoju. Stuknąłem komórką o stół wywołując przy tym nieco drażniący moje skronie dźwięk. Odblokowałem ją w końcu i zacząłem przeglądać swoją historię. Może obejrzałem coś miesiąc temu i od tego czasu te koszmary mnie dręczyły?
Ta zagadka była cholernie trudna ze względu na brak jakichkolwiek wskazówek. Nic. Kompletna pustka. Kliknąłem w ikonkę smsów. Moje myśli nawiedziło to spotkanie, w którym miałem spotkać się z Wonho. Festiwal fajerwerków..
Przesunąłem palcem po słowach. Po chwili kiwnąłem głową i podniosłem się z krzesła. Powinienem zacząć się szykować.

~
> miesiąc temu: [Nieznany][16:18]: Hyungwon, jestem właśnie w twoim mieście. Masz ochotę się spotkać? Wonho.
< miesiąc temu: [Hyungwon][16:21]: Wybacz, Wonho. Niestety mam wykłady o dwudziestej..
> miesiąc temu: [Nieznany][16:22]: Szkoda. Wylot mam o 19:30.
> wczoraj: [Nieznany][11:39]: Będę wieczorem w Busan. Spotkajmy się jutro na corocznym festiwalu fajerwerków. Wonho.
~
Niecały kilometr od mojego mieszkania zauważyłem rozciągające się pola. Byłem pewny, że na festynie będzie dużo ludzi. Było tak tylko raz na rok, a wtedy zbierały się całe rodziny. Przede wszystkim dla fajerwerków, które były o niebo lepsze, niż na Nowy Rok, chociaż znalazło się też dużo atrakcji, czy gier. Kiedy Wonho mieszkał w Busan chodziliśmy razem na ten festiwal co rok i za każdym razem budził inne emocje.
Zatrzymałem się tuż przy bramce biletowej. Rozejrzałem się dokoła wyszukując znajomej twarzy, ale nie udało mi się jej dostrzec. Westchnąłem cicho i postanowiłem oprzeć się o ceglany murek parę kroków za moimi plecami. Starałem się z całych sił zachować otwarty umysł, by wypatrzyć w tłumie nieznanych osób tę jedyną. Wmawiane kłamstwa coraz bardziej mąciły mi w głowie zagłębiając w niej myśl, że wcale nie niecierpliwię się na to spotkanie.
Przegryzłem policzek od wewnętrznej strony po dwunastu minutach bez efektownych oczekiwań. Wsunąłem dłoń do kieszeni spodni po omacku wyciągając z niej telefon. Odblokowałem ekran spoglądając na cztery identycznie wymalowane cyferki. W momencie, gdy elektrody ekranu wygasły, pierwsze wzory promyków rozświetliły granatowe niebo, które na moment przyćmiło wszystkie połyskujące gwiazdy. Każdy z nich był inny, każdy fajerwerk przypominał inny kształt budząc różne doznania. Kłębiły dziwnie nieprzyjemną dziurę w moim brzuchu.
Zwiesiłem głowę. Niekontrolowanie popatrzyłem na zgaszony wyświetlacz komórki, w której kolorowe światełka oświetlały moją twarz. Miałem nadzieję, że dzisiejszego wieczoru będę wyglądać nieco lepiej, niż ostatnio. Worki pod oczami, lekko zmrużone oczy, napuchnięte policzki.. Przynajmniej włosy nie odstawiły mi żadnej niespodzianki. Z każdą najkrótszą chwilą zaczynałem dostrzegać w sobie kolejne wady, przez które bałem się nie zostać zaakceptowanym przez Wonho. On zawsze był perfekcyjny, nawet w sposobie poruszania się, a ja..
- Wolisz przyglądać się sobie, a nie mnie?
Rozszerzyłem szeroko powieki, gdy usłyszałem głęboki, ponętny głos. Natychmiast wyrwałem spojrzenie ze swojego odbicia przenosząc je przed siebie, na właściciela, który badawczo oglądał mnie od stóp do głów. Przenikające spojrzenie przyjaciela nieco mnie zawstydziło. Zawzięcie walczyłem sam ze sobą, aby nie dać po sobie poznać niechcianego uczucia, które zawładnęło mną w momencie, gdy moim oczom ukazał się idealnej postury Wonho.
- Ja również się cieszę, że cię widzę, Hyungwon. - zaśmiał się ironicznie przerzucając blond grzywkę na prawy profil. Uśmiechnął się w swój charakterystyczny sposób zmierzając do przodu, aby zaraz stanąć ze mną twarzą w twarz. - Wyprzystojniałeś.
Parsknąłem nerwowo z trudem utrzymując wzrok w jednym punkcie. Kiwnąłem lekko głową dziękując za komplement.
- Za to ty nic się nie zmieniłeś.
- Czyżby. - przechylił lekko głowę mrużąc powieki.
- Tak. - skłamałem unosząc kącik ust. Moje wargi delikatnie zadrżały, kiedy powstrzymałem promieniujący uśmiech. - Rzucasz błahe kłamstwa na prawo i lewo. - dodałem mając nadzieję, że tym jakoś wyrównam koszty.
- Oj, kochany Hyungwon złości się o taką drobnostkę? - pochylił się niebezpiecznie zbliżając do mojego ucha. Patrzyłem beznamiętnie w scenerię przede mną czując, jak serce zaczyna mi łomotać od tej bliskości. - Przecież nie kłamię.. Wyprzystojniałeś.

4 komentarze:

  1. Nie zauważyłam żadnych błędów ortograficznych, a kilka literówek m.in place zamiast palce.
    Natomiast co do samego opowiadania, to jest naprawdę wciągające. Ma ciekawa fabułę i jestem strasznie ciekawa, o co chodzi ze snami Hyungwona, no i jak to się dalej potoczy. Bardzo miło się czytało i nie pozostało mi nic innego jak życzyć weny i powodzenia w konkursie!~ c:

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tak, efekt szybkiego pisania na klawiaturze. Zdarza mi się często, może nawet zbyt często :/ popracuję nad tym.
      Dziękuję za komentarz i oczywiście za twoje wsparcie. Na pewno się przyda~

      Usuń
  2. Dzięki wielkie! <3 Szczerze powiedziawszy spodziewałam się czegoś krótkiego i prostszego. Jak dobrze, że się myliłam (: Bardzo wciągające opowiadanie. Do tego przyjemne, a do tego ten motyw ze snem jest bardzo ciekawy. Dziękuję jeszcze raz i także życzę powodzenia w konkursie!

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetne, czekam na cześć dalszą, o ile taka będzie, bardzo mnie ciekawi jak się potoczy sprawa koszmarów HyungWon'a ;)
    Zapraszam do siebie^^
    http://monstaxandikonandkpopstory.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń